O głupim kocie i szeregu nieplanowanych zdarzeń

Jeden wieczór gdy wszystko się zmienia

Jak dziś pamiętam, był jesienny wieczór. Siedziałam z Szamanem w domu przeszukując otchłanie YouTube w poszukiwaniu muzycznych ciekawostek. Ot dzień jak co dzień. I pewnie minąłby jak każdy inny, gdyby nie niespodziewany telefon przerywający mi podziwianie wirtuozji Johna Petrucciego w ”Glasgow Kiss”. Wybita z rytmu wiodącej gitary, biegnę do telefonu przeskakując przez śpiącego psa i prawie nabijając sobie guza na zakręcie. Dobiegłam, zdyszana podnoszę słuchawkę – dzwonił mój tata. Miał być na grzybach. Pomyślałam, że pewnie dzwoni pochwalić się, że znalazł 5 borowików szlachetnych, 10 podgrzybków i całe stado maślaków – ale robaczywych więc nie zbierał. I zrozum w tym miejscu mój szok i niedowierzanie, kiedy w słuchawce usłyszałam zamiast powitania czy czegoś takiego, pospiesznie wypowiedziane pytanie „Gosia, bierzemy kota?”. W sumie to nie było pytanie. To było coś w rodzaju uprzejmego oznajmienia. Ja, jako człowiek z #TeamPsy, całkowicie zgłupiałam i jedyne co przyszło mi do głowy to następująca odpowiedź: „A Szaman go nie zeżre?”

Kiss
Księżniczka Kizolda

No i zeżarł?

Ustaliliśmy pospiesznie, że Szaman kota nie zeżre, że kota bierzemy, i że ja mam wymyślić imię temu kotu. Zaraz po telefonie dostałam fotę w sms. Kot marki dachowiec prosto ze schroniska, był tycią, czarno-białą kotką z olbrzymimi sterczącymi uszami. Było to stworzonko tak brzydkie, nieproporcjonalne i śmieszne, że kradło serce każdemu kto na nią spojrzał. Czy to z litości czy z uroku osobistego godnego Gremlina po kontakcie z wodą – tego nie wiem. Koniec końców kotka wielkości mojej dłoni kilka godzin później była w u nas w domu i trzeba było nauczyć się z tym jakoś żyć.

Kot i pies - rok różnicy
Znajdź trzy różnice

Imię to podstawa

W te kilka godzin intensywnie myślałam nad imieniem. Miało być to imię oryginalne, takie z puszczonym okiem dla tych z tematu, krótkie i dźwięczne. Szukałam w historii legend rocka, ale ni w ząb nic nie pasowało. Albo męskie albo zbyt długie albo tak bardzo angielskie, że tata w życiu by się nie zgodził – a to miało być bardziej jego zwierzątko (w końcu ja mam psa). Szukałam wytrwale nie odpuszczając. W końcu wpadł mi w oczy zespół bardzo charakterystyczny, legendarny i na dodatek taki, który lubię i szanuję. Kojarzysz Kiss? Czarno-białe zwierzątko, czarno-białe twarze… Mamy to!

kociątko
Pierwsze, nieudane, zdjęcie w nowym domu

Relacje – trudne sprawy

Szaman początkowo wykazywał spore zainteresowanie nowym lokatorem wielkości świnki morskiej. Kontakt jednak był zawsze pod naszą kontrolą, żeby nieco nieokrzesany i szalony Szamko nie zepsuł kota pacnięciem łapy. Byłoby troszkę szkoda zwierzątka. Mała Kiss na początku naszej wspólnej historii była kocim dzieckiem idealnym. Z uporem maniaka chciała się tulić (najczęściej do mnie), pakowała się na kolanka, gdy tylko była do tego okazji. Chętnie się bawiła i migiem opanowała kuwetę. Ta słodkość polana lukrem, miodem i syropem klonowym nie trwała wiecznie. Z czasem Kiss stała się Kizoldą – i to nie był przypadek.

Szaman nauczył się w miarę szybko, że kota to najlepiej ignorować. Że ona ma głupie pomysły i jeszcze się przyjdzie przytulić. A to tak psu po prostu nie wypada. Co kumple na dzielni powiedzą. Od święta można się pobawić i pogonić dla rozrywki, ale tak to raczej nie wdawać się w bliższą relację, bo te koty to trochę dziwne są. Od czasu ostrzegawczo warknął czy pokazał zęba, Kiss niczym francuska księżniczka wyciągała białą flagę i oddalała się w zorganizowanym pośpiechu. Taka relacja w sumie pozostała im do dzisiaj. Skłamałabym jednak, gdybym stwierdziła, że ich relacja jest neutralna. Dlaczego?

Kiss
I kto tu jest górą?

Może jednak troszkę się lubią?

Bardzo zdziwiło mnie zachowanie tej dwójki, kiedy jedno z nich miało gorszy dzień – mowa tu o zabiegach, kąpielach i innych wątpliwych przyjemnościach. Wydaje mi się, że przejmują się jednak losem swojego adoptowanego rodzeństwa. Kisseł po kastracji dochodziła do siebie przez kilka dni. Szamko w tym czasie wydawał się bardziej troskliwy, sprawdzał, czy kot jest i czy wszystko z nim w porządku. Kiedy zdarzyło się, że musiałam wykąpać Kissełkę (bo upaprała łapki w kuwecie – nie pytaj), z wanny wydobywały się odgłosy żywcem obdzieranego ze skóry diabła tasmańskiego. Szaman błyskawicznie zameldował się w łazience z misją pomocy dla kociej siostry. W drugą stronę też to działało. Po zabiegu kastracji Szamka, Kiss wydawała się równie przejęta losem psiego brata.

Kiss, Kisseł, Kizolda, Kąsacz, Małpiszon

Kiss zwana teraz częściej Kizią lub Kizoldą wyrosła na całkiem miłą i odważną (jedynie we własnym mieszkaniu) kotkę. Drapanie i gryzienie to dla niej ostateczność, której bez powodu raczej nie używa. Jak po wszystkich kotach widać po niej, kiedy kocie jestestwo zostało wyraźnie urażone. Pazurki same się nie obetną… Bywa, że w takich momentach kot musi dać upust wszystkim swoim emocjom. Często przez to obrywał biedny Szamko. Potrafi bezceremonialnie podejść do psa, solidnie dziabnąć go w fafla lub łapkę, bo wcześniej człowiek zalazł jej za skórę. A wiesz co na to mój pies najukochańszy? Zazwyczaj biedny i zdziwiony przychodzi do mnie się poskarżyć na głupiego kota co to go ugryzł i tam siedzi.

Widzę muzykę ~ Kizolda

Teraz, po przeprowadzce do Wrocławia, Kizoldę mamy tylko raz na jakiś czas. Zwierzaki przywitają się ze sobą (chociaż wylewne powitanie to to nie jest) i każde rozchodzi się w swoją stronę. Kiss najczęściej idzie rewidować zawartość toreb.

Kot
Czasami bywa najpiękniejszym zwierzątkiem na Świecie

Jako czasowy opiekun kota, bywa że brakuje mi do niej słów. Zachowuje się jak typowy komiksowy kot. Drze paszczę, marudzi o jedzenie nawet jeżeli przed chwilą zjadła i miseczka jest pełna, woda z miski Szamana jest o wiele smaczniejsza niż ta w jej własnej miseczki, a zabawa to najlepsza o 4 rano w szeleszczącym tunelu. Ogólnie to robi milion innych rzeczy, o których można duuużo pisać. Przy tym wszystkim bywa niesamowicie urocza. I chyba nic nie koi nerwów lepiej niż tulący się i mruczący u boku kot. Właśnie dlatego to grzybobranie, które skończyło się adopcją kota wniosło sporo radości do domu. Teraz z moim tatą tworzą najlepszy team świata, a ja to troszkę zazdroszczę, że już nie jestem pancią najukochańszą. Ale nie ma tego złego -przynajmniej mamy z Szamanem więcej miejsca w łóżku.

Zobacz równiez