Szaman Szatanem zwany…

Przyznaj się ile razy zaliczyłeś spektakularny przypał albo wtopę dzięki swojemu ukochanemu burkowi? Ile razy Twój najukochańszy piesek postanowił ogłuchnąć na Twoje wołanie zaraz po tym jak przy znajomym wygłosiłeś elaborat o tym jak jest cudownie grzeczny? A może zdarzyło Ci się wracać komunikacją miejską w towarzystwie czworonoga, który to na spacerze postanowił wzmocnić swój zapach aromatem zgniłej ryby? Psiarzem jestem i nic co psie nie jest mi obce! W tej notce podzielę się z Tobą sytuacjami, w których spaliłam buraka, chciałam zapaść się 40m pod ziemię i uciec do najdalszych zakątków naszej planety przez Szatana – psa z piekła rodem Szamana.

Kurczaki atakują…

To było dawno, dawno temu. Szaman był wówczas około rocznym podrostkiem, którego energia zdawała się być niewyczerpalna. Na naszym osiedlu pojawił się młody haszczak w wieku zbliżonym do mojego Potwora. Jego pancio, zaproponował, żeby psy pobiegały razem. Zgodziłam się bez wahania, ciesząc się z faktu spotkania normalnego psa na osiedlu (co oczywistością niestety nie jest). Pieski biegały, radośnie się bawiły gdy Szatan Szaman coś wyniuchał. Złapał zapach i jak po sznurku odnalazł kurę. W sumie to nie całą, tylko jej dolną połowę… Najbardziej odrażającą, obrzydliwą, śmierdzącą kurę, jaką kiedykolwiek miałam okazję widzieć. Wyobraź sobie teraz biegającego i przeszczęśliwego psa z truchłem w paszczy oraz mnie próbującą ogarnąć to cuchnące tornado. Cudem udało mi się złapać psa i skłonić do rozstania ze skarbem. Chłopak szybko się pożegnał, odszedł z szybkością światła, a pieski już razem się nigdy nie bawiły.

Ale on nic nie zrobi…

To również historia z czasów dorastania potwora. Wtedy często chodziliśmy na wówczas jeszcze nieogrodzone boisko szkolne. Ludzie się tam raczej nie kręcili, obcych psów też raczej się tam nie spotykało. Miejsce było doskonałe do dłubania komend bez smyczy i zabawy. Jak dziś pamiętam, to była wczesna wiosna, dłubaliśmy jakiś aport albo coś podobnego. Resztki śniegu, kałuże, deszcz wiszący w powietrzu – takie warunki nas wtedy nie zniechęcały. Bawiliśmy się wesoło kiedy przez płot zaczął przechodzić jakiś jegomość z zakonu lśniącego ortalionu. Odświętnie ubrany, z czupryną świeżo przylizaną na połyskliwy żel. Minęła setna sekundy a Szatan Szaman skakał wokół rycerza ortalionu w odświętnym dresie, ciesząc się jak na odwiedziny najukochańszej cioci niewidzianej od 7 lat. Speszona, pobiegłam zgarnąć dalej ucieszonego psa, przeprosiłam najpiękniej jak potrafiłam, spaliłam buraka, pozbierałam rzeczy i uciekłam do domu starając się zapomnieć o całej sprawie.

Wybuchające śmietniki…

Tu historia nowożytna, zaledwie sprzed kilku miesięcy. Prawdziwa świeżynka! Byliśmy na wrocławskich Latających Psach. Chociaż startować nie mam z kim, uwielbiam patrzeć na wyczyny psich sportowców i wyciągać wnioski mogące przydać się w przyszłości. Szatana Szamana zostawiliśmy w domu, bo po co targać go w te trudne warunki. Drogą powrotną, wspominałam sobie stare, dobre czasy, wysuwając stwierdzenie, że jednak ten mój pies to całkiem spoko jest. Gdy otwarłam drzwi wejściowe do mieszkania, zamarłam. Przed moimi oczami ukazała się cała zawartość śmietnika rozwleczona po kuchni i salonie oraz zakłopotany piesek z miną niewiniątka. To samo wybuchło, ja tylko sprzątałem do brzuszka co się dało – mówił.

Do akcji wjechała woda utleniona i szybko ogarnęłam całą sytuację. Całe szczęście nic nikomu się nie stało tzn. szamanowy brzuszek nie ucierpiał, a ja nie dostałam zawału i przewlekłej nerwicy.

Ale po co ja to piszę?

Jeszcze kilka historii można by przytoczyć. O darciu mordy, ucieczce z klatki, zjadaniu śmieci z ulicy…  Mimo tych wszystkich przypałów i porażek wychowawczych, uważam Szamka za całkiem fajnego psa. Dlaczego więc powstała ta notka? Myślę, że w każdym z burków gdzieś tam skrywa się taki mały diabełek, który od czasu do czasu nakłania czworonoga do iście szatańskich pomysłów. Nie ważne jak bardzo starałbyś się być przewodnikiem idealnym, błędy popełnia się zawsze. Oczywiście większość z tych popełnionych, robimy tylko raz. Całe szczęście z błędów da się wyciągnąć wnioski, a w przyszłości popełniać tylko nowe.  I jeszcze jedno, chociaż czasami zdarzają się gorsze chwile, możesz być pewien, że nie będą trwać wiecznie! Chociaż pieseł wywinął jakiś głupkowaty numer, już na następnym spacerze może zaskoczyć Cię swoim geniuszkiem. I za to właśnie uwielbiam mojego Szatana Szamana.

Bo podstawą jest nie zniechęcać się, wyciągać wnioski i cieszyć się nawet z najmniejszych szczegółów.

A jakie są Wasze najbardziej spektakularne psie przypały? Chwalcie się w komentarzach 😀

Zobacz równiez