Karpacz z psem

Czy Karpacz to tylko nudny spacer miejskimi uliczkami? Oczywiście nie! Zapraszamy na naszą wyprawę do Samotni. Z psem – a jakżeby inaczej. 

Jakoś tak nie miałam pomysłu gdzieżby się tutaj wybrać na nasz krótki tegoroczny urlop. Morze? Bory tucholskie? Może góry – tylko które. Ostatecznie padło na Karpacz i jego okolice. Karkonosze zawsze mnie kusiły, a jeszcze nie miałam okazji bliższego ich poznania. Czy zabieranie szczeniaka i emeryta na taki wypad miało sens?

Znalezienie noclegu

Znalezienie noclegu – nic trudnego. Owszem jeżeli podróżujesz w ludzkim składzie lub co najwyżej towarzyszy Ci jedna sztuka małego psa. Znaleźć nocleg w cenie nie z kosmosu, na dwie sztuki psów i dwoje dość wybrednych ludzi to się nazywa wyczyn. Tym razem się udało i wybór padł na Camp66 i mały przytulny domek. Blisko centrum i szlaków, z możliwością wykupienia posiłków na miejscu, całkowita psiolubność i fajnie rozplanowana przestrzeń – jak dla mnie mocne 9/10.

Atrakcje

Atrakcje rozplanowałam tak, żeby wszyscy czerpali z nich przyjemność. Miały być dość proste, żeby psy dały radę i malownicze – bo szkoda nie cieszyć oczu pięknymi widokami. Zaplanowałam kilka mniejszych spacerów: Krucze skały, tama przy Łomnicy, może wycieczka do Szklarskiej Poręby. Gwoździem programu był wypad do Schroniska Samotnia.

Kierunek Samotnia

Z Samotnią jest taki problem, że przy sprzyjającej pogodzie ciężko tam o samotność. Nam się udało trafić na w miarę pusty szlak – pogoda pozostawiająca troszkę do życzenia i środek tygodnia zdecydowanie w tym pomogły.

Karkonoski Park Narodowy z psem

Od tego roku Karkonoski Park Narodowy wprowadził na niektórych szlakach zakaz wstępu z psami. Na wstępie kupując bilety dla nas dostaliśmy mapkę z wyznaczonymi szlakami dostępnych dla turystów z psami. Chociaż szkoda mi, że niektóre szlaki będą już dla psiarzy niedostępne, decyzję rozumiem w 100%. Pozostawione psie odchody i psy puszczone luzem widzieliśmy nawet podczas naszego krótkiego trekkingu. Droga opisana przeze mnie jest dla psiarzy dostępna. Przynajmniej, póki co.

Szlak zaczęliśmy od Dzikiego wodospadu – popularnej atrakcji turystycznej do której ściągają tłumy. Postanowiliśmy trzymać się żółtego szlaku. Początek to łagodne podejście wygodną drogą. Stary las świerkowy, szumiąca Łomnica z kaskadami gdzieniegdzie. Taki widok tylko zachęca do dalszego marszu, który dalej jest już odrobinę cięższy. Podejście robi się troszkę bardziej strome, las mniej gęsty. Podejście kończy się jakże miłym widokiem wielką halą Złotówka i schroniskiem Strzecha akademicka. To mógłby być koniec trasy, ale prawdziwie piękne widoki czekają kilkaset metrów dalej.

Najpierw malownicza droga – idąc tamtędy czułam się jak w scenerii „Ostatniego samuraja”. Widoki są niesamowite! Trzeba jednak uważać na psie łapki ze względu na śliskie i ostre kamienie na ścieżce. Później widok zapiera dech w piersiach i wynagradza zadyszki na podejściach.  Mały Staw, nad którym piętrzą się potężne budzące respekt zbocza Kopy nad Moreną.

Ł. poszedł ogarnąć ciepłą herbatę w schronisku ja razem z burkami zostałam siedząc na ławce. Chociaż kręciło się troszkę turystów nic nie zabiło ducha gór. Smaku dodało tylko porykiwanie jeleni niosące się po okolicy. Chyba właśnie dla takich chwil się wędruje.

Warto dodać, że w schronisku jest mruczący gospodarz, który chodzi od stolika do stolika oczekując czegoś dobrego. Nami się też zainteresował, ale waleczny terier postanowił nie bratać się z kotami.

A może wracać czarnym?

Schroniska Samotnia i Strzecha Akademicka to takie fajne miejsca, z których wychodzi kilka innych szlaków. Możemy wracać niebieskim szlakiem wiodącym brzegiem Małego stawu wzdłuż Łomnicy – ta trasa będzie dłuższa i skończy się koło Świątyni Wang (jednej z licznych atrakcji Karpacza). Można iść drugą stroną szlaku niebieskiego w kierunku rozdroża Spalonej Strażnicy a później iść w kierunku Śnieżki. My początkowo mieliśmy ochotę iść żółtym szlakiem do Białego Jaru, gdzie można wejść na szlak czarny i zejść nim do Karpacza. Z daleka widziałam jednak dość strome, kamieniste zejście więc powróciliśmy na szlak żółty i to nim wracaliśmy.

Cała nasza trasa miała 10 km – tak pokazał iWatch włączony zaraz na początku. Dla nas, Szamana emeryta i Miso, która jest jeszcze szczeniorem to spory wyczyn. Taki wysiłek trzeba uczcić smażonym serem! Pieseły oczywiście też dostały swoją porcję jedzenia wzbogaconego o dodatkowe kąski.

Smycze wyfotoszopowane 😉 Na terenie KPN smycz jest obowiązkowa!

Za każdym razem wchodząc pod górę marudzę pod nosem zastanawiając na co mi to było. Gdy jestem już na miejscu niczego nie żałuję. Schodząc planuję kolejny wypad. W przyszłym roku poprawiamy kondycję i wchodzimy na Śnieżkę – to już postanowione.

Mapka poglądowa na trasę 🙂

Zobacz równiez